sobota, 17 marca 2018

17.03 Trekking w dżungli, czyli łażenie po lesie


Według Wikipedii, Georgetown to niecałe 200 tys. ludzi, ale bardziej przemawia do mnie podawana liczba 700 tys. mieszkańców całej wyspy. Miasto rozlewa się wzdłuż wybrzeży i między wzgórzami i robi wrażenie prawdziwej metropolii, choć historyczne centrum - też zaskakująco rozległe, z tradycyjną, głównie chińską zabudową - jest przyjemnie niezatłoczone. Kolejny dzień przeznaczyliśmy na nadmorski, dżunglo-plażowy park narodowy, z opisów wielce obiecujący. Autobus 101 (nowoczesny, klima, 7 rm za naszą ekipę) z dworca u podnóża wieżowca Komtar, który widać prawie z każdego miejsca “starówki”, jedzie tam ok. godziny. Trasa dość malownicza - wije się między plażami Batu Ferringhi po prawej, a 20-piętrowymi blokami po lewej i po prawej czasem też. Ruch spory, nie jest to miejsce na wakacyjną naukę jazdy na skuterze. Zresztą są utrudnienia formalne - trzeba mieć prawo jazdy, najlepiej motocyklowe, bo na naszym kategorii B rysuneczek pokazuje tylko zwykły samochód i dość trudno wytłumaczyć, co i jak. Na ulicy Chulia w centrum wypożyczalni sporo i nie powiem, kusiło mnie, ale ponieważ okazało się, że prawo jazdy to pierwsza rzecz, o której zapomniałem, temat umarł sam.




Park narodowy nie powalił. Podstawową zaletę ma taką, że jest free. Jego główna atrakcja - canopy walk, czyli 250 m spaceru kładką w koronach drzew w głębi lasu - była oczywiście nieczynna. Nie do końca wiadomo, na jak długo, bo gdzieś kiedyś coś się urwało czy przewróciło i zupełnie nie wiedzą, co z tym fantem począć. Duże rozczarowanie i zaskoczenie, że mój drobiazgowy reaserch tak zawiódł. Co zabawne, oficjalnie zamknięta była też druga ścieżka, wzdłuż brzegu, więc właściwie należało wypić soczek, zrobić zdjęcie przy tablicy informacyjnej i wracać do domu. Zamiast tego zostawiliśmy wózek przy knajpie i poszliśmy sprawdzić, jak wygląda znak zakazu wstępu na “jungle trek to Monkey Beach”. Pierwsze kilkaset metrów wyłożono polbrukiem, więc czuliśmy się jak u siebie. I tak jak na to po cichu liczyłem, z zakazu nikt sobie nic nie robił i ludzie swobodnie wędrowali w tę i z powrotem. Jako i my uczyniliśmy.


Droga do Monkey Beach to około 1,5 godziny (w teorii) wędrówki wąską, niekiedy osuwającą się ścieżką w górę i w dół, na szczęście głównie w cieniu. Komary do przeżycia. Upał ciężki. Widoki żadne, bo choć idzie się wzdłuż morza, wszystko zasłaniają krzaczory. Miejscami mija się jakieś połamane schody i urwane poręcze, będące zapewne powodem oficjalnego zamknięcia szlaku. Nie jest to lekki spacerek, polecam raczej fanom ćwiczeń fizycznych w saunie. Wędrówka z Olą zajęła nam z odpoczynkami prawie 3 godziny.



Oczywiście mieliśmy za mało wody. Powrót to w założeniu 15 min. jedną z czekających na Monkey Beach łódek, ale z powodu ogólnego opóźnienia groziło nam, że będziemy dymać z buta również w drugą stronę, bo łódki razem z całą plażową gastronomią zwijają się ok. 16.00 i nikt tam nie zostaje. Monkey Beach bez ludzi dość przyjemna, ale w środku dnia musi być niezły tłum; większość turystów nie bawi się w spacery, tylko płynie w obie strony. A. już panikowała i była gotowa błagać o podwózkę ostatnich pakujących się straganiarzy, ale kierownik wycieczki nie stracił nerwów i uznał, że to oni powinni się niepokoić - przecież jeśli nas nie zabiorą, przepadnie nieoczekiwany ekstra zarobek. Ostatecznie nie wiem, czy byłem dobrym negocjatorem, ale wracaliśmy ostatnią możliwą łódką za 30 rm :-)  


Łódka jakby znajoma z Tajlandii, ale designerskie fotele (pod kolor!) sygnalizują cywilizacyjną wyższość. 



W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na jedzenie przy dość fajnej plaży vis a vis Tropical Spice Garden, znanej atrakcji turystycznej, którą oczywiście olewamy (40 rm za wstęp? toż to nasza dzisiejsza kolacja i szejki!). A przy wjeździe do miasta, już po zmierzchu, wciąż autobusem 101, wpadliśmy w masakryczne korki. Metropolia pełną gębą.


A kiedy dziewczyny padły w hotelu na nos, ja wyskoczyłem na nocne miasto. Oficjalnie po owoce, ale jakoś tak się dałem skusić na porcyjkę char kway teow, czyli miejscowej odmiany pad thaia. Polecam Presgrave Street Hawker Center :-D

_______________________
17.03 - 210 rm
zupki 9
woda, orzeszki 4,5
autobus 7
łódka 30
autobus 3
zupy, ryż, wc 21
szejki 9
autobus 10
lód, woda 4
char kway teow, kawka 7
owoce 10,5
sen 100

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz