Podróż na ląd, do Kuala Besut, była czystą przyjemnością. Poranne, jeszcze nie palące słońce, morze jak wielkie jezioro i nasza mała łódeczka mknąca co mechaniczne konie wyskoczą. Było nawet coś w rodzaju nieformalnych wyścigów, bo podobnych wodnych taksówek ruszyło z wyspy kilka na raz i sternicy upajali się teraz prędkością, jakby chcieli nadrobić czas stracony podczas dni niepogody. Plan przejazdu na Penang po drugiej stronie półwyspu i gór był prosty. Wsiadamy do turystycznego busa przed jedną z agencji wokół portu i w drogę. Po raz kolejny okazało się jednak, że Malezja to nie Tajlandia. Niby trasa popularna, ale nieliczne busy ruszyły bardzo wcześnie rano i kolejnych już nie było. Tak po prostu. Bezpośredniego autokaru też nie. Ups. Ale ponieważ życie w podróży jest sztuką improwizacji, przeskoczyliśmy Grabem do pobliskiego Jerteh, które, choć mocno niepozorne, okazało się lokalnym hubem transportowym. Powitał nas wymarły dworzec i pozamykane kasy, jednak coraz trudniej dajemy się nabrać na takie numery. Chwila myszkowania, dopytywania i jakiś autobus w rozkładzie w końcu się znalazł. Pozostało wreszcie zjeść śniadanie w zaskakującym na tym zadupiu wielkim i pustym food courcie na tyłach dworca. Cisza, spokój, relaks, ogromny zacieniony taras i niestety widoczne karaluchy. Z obrzydzeniem przestawiłem plecaki na krzesła. Jakby to cokolwiek zmieniało.
![]() |
Nie, w sosiku żaden się nie utopił. |
Tego wieczora, oprócz durnowatej sesji zdjęciowej, zdążyliśmy jeszcze zaliczyć Hong Kong Tea Garden w nowocześniejszej części miasta, tej z wieżowcami i korkami. Fantastyczne, szturmowane przez wygłodniały tłum miejsce, które z racji harmidru i ogólnego sensorycznego przeładowania napełniło A. lekkim przerażeniem. Mi ta wielka wielkomiejska jadłodajnia bardzo się podobała. Wokół jest multum obiecujących lokali z jedzeniem, a tuż obok betonowy hotel Red Rock, który nawet rozważałem, bo dość tani i z basenem.
![]() |
Po lewej jak zwykle pyszny char kway teow, a po prawej najgorsze danie całego wyjazdu. Jakiś mroczny, gumowaty seafood, że niby smakołyk i specjalność zakładu. O-BRZY-DLI-WOŚĆ. I drogość. |
W przerwie między posiłkami zabiliśmy godzinkę kolejną porcją murali, tym razem w okolicy Jalan Muntri, gdzie bije hipsterskie serce Georgetown. Dużo szpanerskich hotelików, fikuśnych kawiarenek i galeryjek, fajne miejsce na spacer.
W ramach walki o odznakę wzorowego turysty poszliśmy też zwiedzać Peranakan Mansion, ładnie zachowany niezbyt ładny dom XIX-wiecznego chińskiego potentata. Z punktu widzenia szeroko rozumianego skandynawskiego minimalizmu, ku któremu gotów jestem się skłaniać, kapiąca złotem i jadeitem rezydencja jest estetycznym koszmarkiem, ale zawsze miło popatrzeć, jak to drzewiej u bogaczy bywało. Zwiedzanie w niewielkiej grupie z przewodniczką też zabawne. Mniej podobało mi się to, że musiałem przez pół godziny nosić dziecko na rękach.
A kiedy z nieba polał się już konkretny żar, ewakuowaliśmy się na Penang Hill, czyli lokalną miniaturkę dobrze znanego również z innych brytyjskich kolonii marzenia o powrocie do Szkocji. Wzgórze na granicy miasta i dżungli ma ponad 800 m i w przeszłości działał tam m. in. szpital/sanatorium, gdzie znośne temperatury stawiały na nogi białe ofiary tropików. Sądząc po rozbudowanej infrastrukturze i labiryncie barierek przed dolną stacją kolejki, w weekendy bywa tu dość tłoczno. W piątek było w sam raz. W normalnych okolicznościach pogoniłbym moje dziewczyny na szczyt na piechotę (podobno tylko półtorej godziny morderczej wspinaczki!), ale ofierze wypadku komunikacyjnego i jej opiekunce tym razem się upiekło. Na górze na luzie można spędzić pół dnia. Są świątynie, ciuchcia, jedzenie na różne kieszenie, tarasy widokowe, zabytkowe wille, ścieżki w las, co kto zażyczy. Ponieważ budżet tak ładnie nam się spiął i ponieważ dziwnym trafem zamykali nam dotąd wszystkie canopy walks w kolejnych parkach narodowych, tu podjęliśmy jeszcze jedną próbę. The Habitat to typowy eko-sreko patent na wyciąganie pieniędzy od turystów, których swędzi portfel. 130 rm za bilety na może godzinny spacer wypielęgnowaną dróżką wśród obłędnej zieleni. Że niby taki mikrorezerwat. OK, w pakiecie 10 min. przejażdżki meleksem do bramy wejściowej, opsikanie od stóp do głów cytronellą (komary!), megahuśtawki z widokami i wreszcie mój "spacer w koronach drzew" też. Choć mina mi zrzedła, kiedy okazało się, że zamiast ażurowego mostku oplecionego lianami jest jakieś betonowe monstrum. Jak by powiedział klasyk, mają rozmach...
![]() |
Wytęż wzroki i znajdź Kamila. |
Habitat o tyle wdzięcznie zapisał się w naszej pamięci, że Ola postawiła tam pierwsze od dwóch tygodni, mocno jeszcze niepewne kroki. Następne próby podjęła dopiero po wizycie u ortopedy w Wawie.
![]() |
Hill with a view. Widać 13,5-kilometrowy most przez cieśninę i Butterworth po drugiej stronie. |
I tak wszystko powoli dobiegało końca. Ponieważ samolot mieliśmy dopiero ok. 18.00, dogadaliśmy się w hotelu na zatrzymanie pokoju na pół dnia. Było więc gdzie znosić pożegnalne zakupy - warzywa z wet marketu, stylowy cedzak do smażenia na woku, przyprawy z Little India. Zaskakująco dużo się tego uzbierało. Naczytałem się gdzieś o rewelacyjnych indyjskich słodyczach z Thali-NR Sweets Cafe i kupiłem ich wielkie pudło. Przy okazji okazało się, że zgodnie z nazwą podają tam thali. I to jakie! Super-mega-jumbo-special thali. Obok takiej propozycji nie można było przejść obojętnie.
![]() |
Tak, ten brązowy balasek na papadamie to jest to, co myślisz. Pieczona papryczka. |
Jakimś cudem udało się nawet wcisnąć ostatnie zwiedzanie. Khoo Kongsi, czyli świątynia/dom przodków jednego z chińskich klanów, które w mafijnym stylu trzęsły miastem w XIX wieku. Efektowny i obszerny kompleks schowany w bocznej uliczce. Nie było tłumu, więc był klimat. A. zaczynała się już mocno niecierpliwić, a jeszcze koniecznie trzeba było zjeść coś na pożegnanie. Ten strzał również był celny.
Kiedy dziewczyny pobiegły już się pakować, zaliczyłem jeszcze na deser (o mamo, chyba się nie zmieści) lodowy cendol z Penang Road Famous Teochew Chendul. To zwykłe uliczne stoisko, które z jakiegoś tajemniczego powodu jest najbardziej famous czendolownią ever i w związku z tym zamieniło się w małą korporację z taśmą produkcyjną na ulicy, otoczoną tłumem klientów i kilkoma straganami naśladowców, którzy karmią mniej cierpliwych ulicznych gourmeciarzy. Ja tam swoje grzecznie odstałem w prawowiernej kolejce.
Żeby jednak nie przesłodzić totalnie na koniec, to dosłownie rzutem na taśmę zaliczyliśmy głupi fakap. Wszystko było już zorganizowane, dopięte, popakowane, kaska wydana, czas odliczony, nic tylko zamówić Graba i jechać na lotnisko. A tu Grab się nie zamawia. Zwariował telefon czy aplikacja, nie wiadomo. Dość, że zamiast machnąć ręką, poprosić na recepcji o zwykłą taksówkę i pobiec szukać bankomatu, zafiksowałem się na restartach i reinstalacjach, bo przecież zaraz się uda, jeszcze 3 minutki. Tymczasem czas jakoś niepostrzeżenie uciekł i zrobiło się nerwowo. A. wściekła się strasznie, bo nienawidzi spóźniać się na międzykontynentalne samoloty, szczególnie że przez cały dzień słyszała, że wszystko pod kontrolą, luzuj wiadome części ciała i enjoy Penang. Ostatecznie jednak to ona musiała ogarnąć sytuację, dołączając na swoim tele do użytkowników Graba na godzinę przed opuszczeniem Malezji. Czasem trudno wpaść na najprostsze rozwiązania.
____________________________
12.04 - 286 rm
grab 19, 12
bus 101
śniadanie roti, piciu, nasi lemak 12
ais kopi, nasi lemak, zawiniątka 5
kolacja 6, 15, 5,5 4,5 4,5 2 2,5
owoce, woda, orzeszki, picie 11
sen 86
grab 19, 12
bus 101
śniadanie roti, piciu, nasi lemak 12
ais kopi, nasi lemak, zawiniątka 5
kolacja 6, 15, 5,5 4,5 4,5 2 2,5
owoce, woda, orzeszki, picie 11
sen 86
13.04 - 527 rm
śniadanie 32
piciu 4
garkuchnia, piciu 13
grab 11, 10
peranakan mansion 43
piciu, ciacho 12
kolejka penang hill 75
zupki, piciu 19
habitat 130
lunchbox 48
lody, picie 8
presgrave hawkers 30
cendol i sok po kokardkę 6
sen 86
śniadanie 32
piciu 4
garkuchnia, piciu 13
grab 11, 10
peranakan mansion 43
piciu, ciacho 12
kolejka penang hill 75
zupki, piciu 19
habitat 130
lunchbox 48
lody, picie 8
presgrave hawkers 30
cendol i sok po kokardkę 6
sen 86
14.04 - 323 rm
półsen 42
półsen 42
warzywa 18,5
kitchenware 22
curry mee, kawa, noodles 11
pierdółki dla dzieci 15
supermarket 72,5
grab 7
thali madness 30
indian ciacha 44
indian market 26
kongsi 20
cuksy 7,5
picie, cendol 7
kitchenware 22
curry mee, kawa, noodles 11
pierdółki dla dzieci 15
supermarket 72,5
grab 7
thali madness 30
indian ciacha 44
indian market 26
kongsi 20
cuksy 7,5
picie, cendol 7
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz